Dzisiaj jest wtorek, 8 października 2024 roku
W pierwszym wywiadzie po powrocie do Grójca trener Andrzej Prawda opowiada Mateuszowi Adamskiemu o drużynie, meczu z Ładami, wcześniejszych propozycjach pracy w Mazowszu oraz o tym co robił przez trzy ostatnie lata.
Po dzisiejszym meczu mówił Pan do piłkarzy, że miewał różne debiuty w Grójcu, ale ten był chyba najlepszy.
Andrzej Prawda (trener Mazowsza Grójec): Tak. Pamiętam taki debiut mniej więcej sprzed dziesięciu lat, kiedy przegraliśmy z Legionowią. Po tamtym meczu miałem ochotę zabrać zabawki i wrócić do Warszawy. Jednak później do końca rundy nie przegraliśmy już żadnego meczu i chyba po raz pierwszy w historii klubu włączyliśmy się do walki o II ligę, a później były jeszcze te niezapomniane spotkania Pucharu Polski z Legią Warszawa i Pogonią Szczecin.
Jak oceni Pan to dzisiejsze spotkanie z Ładami?
Przypominało mi trochę randkę w ciemno, tzn. nie znam jeszcze zespołu. Po dwóch treningach, na sztucznym boisku i po ciemku trudno jest cokolwiek powiedzieć. Dlatego korzystałem z pomocy Pawła Gaika, pana kierownika Iwańskiego oraz długo rozmawiałem z prezesem Łukiewiczem, żeby przybliżyli mi obraz drużyny. Ale jak wiadomo, póki człowiek sam czegoś nie zobaczy, nie dotknie to trudno o jednoznaczne oceny. Natomiast dzisiejszy mecz dał mi odpowiedź na jakim etapie przygotowań jest obecnie zespół.
No właśnie, na jakim?
Nie chce komentować i oceniać pracy mojego poprzednika. Natomiast mogę powiedzieć tyle: drużynie można zarzucić wiele, ale nie brak serca do walki. Popełniliśmy sporo błędów, ale możliwe, iż wynikały one z braku oswojenia z murawą. Po kilku miesiącach treningów na sztucznym boisku, kiedy wychodzi się na trawiastą nawierzchnię to piłka inaczej się zachowuje, inaczej reaguje organizm. W drugiej połowie były już momenty, kiedy piłka bardziej się nas słuchała: próbowaliśmy, stwarzaliśmy sytuacje.
Nie chcę wyciągać daleko idących wniosków, na to będzie jeszcze czas. Teraz czekają nas kolejne mecze, później będzie dłuższa przerwa, kiedy poukładamy pewne rzeczy szkoleniowo. Może zorganizujemy nawet sparing pod kątem taktycznym.
Na tę chwilę mogę wyrazić opinię, że jest to zespół bardzo obiecujący i z perspektywami na przyszłość. Nie chcę go porównywać do zespołów, które prowadziłem tutaj w Grójcu wcześniej, bo były to inne czasy i możliwości finansowe klubu.
Będę mądrzejszy po kolejnych meczach, dzisiaj przede wszystkim cieszę się ze zwycięstwa.
To dla Pana już czwarte podejście do pracy w Grójcu.
Ja żartuję, że piąte. Bo czwarte było wtedy, kiedy wstępnie umówiłem się z prezesem Czekańskim, ale nic nie podpisaliśmy. Tego samego dnia pojawiła się propozycja z III ligi, bliżej Warszawy (z Mazura Karczew – przyp. red), i niestety musiałem wówczas podziękować Mazowszu.
Myślę, że nie było wtedy większego żalu, bo nie było podpisu, a tylko luźna rozmowa, która nie była wiążąca. Aczkolwiek czułem się wtedy trochę nieswojo. Wiadomo, jednak człowiek wybiera korzystniejsze dla siebie oferty.
Teraz objąłem drużynę po raz czwarty. Cieszę się, że wróciłem do swoich starych dobrych znajomych. Zostałem bardzo miło przyjęty zarówno przez kibiców, jak i działaczy.
Zarząd postawił przed Panem taki sam cel, jak przed poprzednikiem, czyli walka o awans do III ligi.
Oczywiście, że będziemy walczyć. Nie wyobrażam sobie, żeby grać tylko po to, żeby grać. To nie jest w mojej naturze.
Ostatnie trzy lata po powrocie z Odry Opole spędziłem na walce o awans. Byłem w Karczewie, gdzie skończyliśmy na czwartym miejscu rundę jesienną, później w Bugu Wyszków zakończyliśmy na drugim miejscu. Za trzecim razem awansowałem z Huraganem Wołomin z dziesięcioma punktami przewagi. Mam nadzieję, że teraz będzie do czterech razy sztuka.